Borussia Dortmund 2024/25 – Sezon pełen kontrastów: od europejskich sukcesów po ligowy rollercoaster
- DieBVBMadchen
- 17 maj
- 14 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 18 maj
Przychodzę dzisiaj do Was z żółto-czarnym podsumowaniem minionego sezonu. Sezon ten z całą pewnością dostarczył kibicom wielu dramatów, ale i również emocjonującej końcówki sezonu.
Wchodząc w sezon z dużymi nadziejami i nieco zmodernizowaną kadrą, Borussia Dortmund miała ambicje, żeby ponownie powalczyć o krajowe mistrzostwo i pokazać się na europejskich boiskach. Po zeszłorocznym finale Ligi Mistrzów nadzieje i apetyt na zwycięstwa rósł zarówno wśród kibiców jak i działaczy klubu. Kibice z Signal Iduna Park liczyli na stabilność, rozwój młodych talentów i powrót do bardziej ofensywnego stylu gry. Ale rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. Zespół Nuriego Sahina balansował pomiędzy dobrymi występami w Lidze Mistrzów
a bezradnością na krajowym podwórku. W Bundeslidze drużyna zaliczała serię wyjazdowych porażek i przeciętnych występów na własnym boisku ale w Europie znów, jak w poprzednich sezonach potrafiła zaskakiwać największych. Dopiero Niko Kovač, który przejął drużynę w 21. kolejce poprawił grę BVB, wzmocnił pewność siebie w zawodnikach i zbudował nową mentalność.
Przeanalizujmy krok po kroku, co wydarzyło się w sezonie 2024/25 – w lidze, pucharach, na rynku transferowym oraz za kulisami szatni.
Transfery i zmiany kadrowe – wzmocnienia z myślą o przyszłości
Latem 2024 roku władze Borussi Dortmund rozpoczęły wzmacnianie kadry przed nadchodzącym sezonem stawiając na mieszankę doświadczenia i stabilizacji.
Borussia Dortmund po zakończeniu sezonu pożegnała się z dwoma legendami klubu: Marco Reusem, który przeniósł się za ocean do LA Galaxy, a także Matsem Hummelsem, który podpisał roczny kontrakt z włoską AS Romą. W mojej ocenie obaj zawodnicy wnosili wiele do zespołu, zarówno na boisku jak i poza nim. Mam wrażenie, że wraz z odejściem dwóch liderów BVB odeszła z nimi pewność siebie i mentalność, której ekipie Nuriego Sahina brakowało zarówno na boisku jak i poza nim. Oprócz tych zawodników barwy BVB opuścili również Niclas Füllkrug, który postanowił zasilić szeregi West Ham United, a także Marius Wolf, który wypełnił swoją umowę w Dortmundzie i dołączył do drużyny Augsburga. Ponadto klub w ramach wypożyczenia opuścili Youssoufa Moukoko, Sebastian Haller oraz Salih Özcan, który z powodu braków kadrowych oraz niestabilności w środku pola skończył swoje wypożyczenie i zimą wrócił na Signal Iduna Park. Zakończyły się również półroczne wypożyczenia dwóch kluczowych zawodników Iana Maatsena oraz Jadona Sancho.
W letnim okienku transferowym do załogi BVB dołączyli następujący zawodnicy: bramko strzelny Serhou Guirassy, lider obrony Stuttgartu Waldemar Anton, młody talent niemieckiej piłki Maximilian Beier, doświadczony zawodnik Brighton Pascal Groß oraz prawy obrońca Yan Couto, który dołączył do drużyny w ramach rocznego wypożyczenia.
Szczerze mówiąc gdybym miała wybrać, który ze sprowadzonych zawodników dodawał jakąś wartość do zespołu to byliby to Serhou Guirassy i Maxi Beier. Anton w obronie czuł się zagubiony przez większość sezonu a przyjeżdżając na mecz do Stuttgartu ewidentnie przerosła go presja spotkania z dawną publicznością. Co do Pascala Großa, jak dla mnie w pierwszej połowie sezonu był dosyć wolny i mało kreatywny. Od zawodnika środka pola przede wszystkim oczekuje się kreatywności, ponieważ jest to kluczowy obszar boiska, w którym rozpoczyna się kreowanie akcji.
W zimowym okienku transferowym zdawało się, że mimo fatalnych występów prezentowanych przez BVB, a także słabej dyspozycji zawodników grających w środku pola oraz kontuzji Felixa Nmechy, który jako jedyny z zawodników dodawał jakości w tej części boiska Sebastian Kehl nie ściągnie żadnego nowego zawodnika. Dodatkowo dokonanie jakichkolwiek ruchów na rynku transferowym utrudniał fakt, że ekipa z Signal Iduna Park nie miała trenera. Dopiero gdy stery w BVB przejął Niko Kovač dyrektor sportowy zaczął działać na rynku transferowym i ściągnął do Dortmund w ostatnim dniu okienka transferowego w ramach półrocznego wypożyczenia Carney’a Chukwuemeka młodego, wszechstronnego i kreatywnego środkowego pomocnika prezentującego niebywałą pewność siebie na boisku oraz Daniela Svennsona szwedzkiego lewego obrońcę cechującego się wszechstronnością i wysoką intensywnością gry. Ostatnim zawodnikiem zakupionym przez BVB w ramach transferów last minute był Diant Ramaj bramkarz Ajaxu Amsterdam, którego Dortmundczycy od razu wypożyczyli do duńskiej Kopenhagi. Największą porażką zimowego okienka transferowego jak dla mnie był głośny transfer Ryana Cherkiego, który finalnie nie doszedł do skutku. Zawodnik Olimpique Lyon cechuje się w mojej ocenie niebywałą wszechstronnością, kreatywnością oraz lekkością w rozgrywaniu piłki. Ponadto posiada rewelacyjne statystki, często trafia do siatki przeciwnika oraz bierze udział w kreowaniu sytuacji bramowych. Jak dla mnie w nadchodzącym okienku transferowym sprowadzenie tego zawodnika powinno być najwyższym priorytetem dla włodarzy BVB.
Nowe twarze, stare ambicje. Ruchy transferowe Borussii miały jeden wspólny cel – ustabilizować kadrę i wprowadzić więcej doświadczenia. Zamiast spektakularnych transferów, klub postawił na doświadczenie, na graczy sprawdzonych w lidze i gotowych do natychmiastowego włączenia się do rywalizacji. Efekty? W znacznej części sezonu - brak. Dopiero zmiana trenera dała Borussi nieco stabilizacji w grze.
Jak dla mnie Borussia Dortmund powinna wrócić do dawnych korzeni na rynku transferowym - szukać wzmocnień w młodych, kreatywnych i utalentowanych zawodnikach, którzy chcą pokazać się na europejskich boiskach. Większość z tych transferów w wykonaniu BVB były strzałem w dziesiątkę. Młodzi zawodnicy wnosili do zespołu dużo świeżości, kreatywności a granie w piłkę sprawiało im wiele radości. Z Westfalenstadion wyszły takie talenty jak Erling Haaland, Jude Belligham, Ousmane Dembele czy Jadon Sancho. To właśnie jest DNA Borussi Dortmund i w mojej ocenie Sebastian Kehl wraz ze swoim zespołem nie powinni o tym zapominać i znaleźć rozwiązanie, żeby takich zawodników zatrzymać na dłużej.
Liga Mistrzów – Mieszanka sukcesów i rozczarowań
Występy na europejskich boiskach w wykonaniu Borussi Dortmund to zupełnie inna para kaloszy. Hymn Ligi Mistrzów działał motywująco na piłkarzy BVB. Styl gry, który prezentowali na europejskim podwórku zdecydowanie różnił się od tego w Bundeslidze. Żółto-czarni grali ofensywnie, stwarzali sobie wiele sytuacji bramkowych w polu karnym przeciwnika, nie dając tym samym zbyt wielu szans na przedostanie się pod bramkę Kobela. Żółto-czarni wygrali pięć z ośmiu meczów w ramach fazy ligowej. Ekipa Nuriego Sahina zaczęła rozgrywki od dwóch wygranych 0:3 z Brugią oraz 7:1 ze szkockim Celticiem Glasgow, w którym hat-tricka ustrzelił Karim Adeyemi. Następny był mecz na Santiago Bernabeu przeciwko Realowi Madryt, o którym chyba wszyscy kibice BVB chcieliby zapomnieć. Zaczęło się obiecująco, do szatni po przerwie żółto-czarni schodzili z dwubramkową przewagą. W pierwszej połowie ekipa z Dortmundu prezentowała rewelacyjny styl gry. Pewni w ofensywnie, skuteczni w defensywie. W drugiej połowie trener Nuri Sahin dokonał dwóch w mojej ocenie fatalnych zmian. W 55. minucie zdjął jednego z najlepszych i najszybszych zawodników na boisku - Jamiego Gittensa przestawiając grę z czterech na pięciu obrońców. Następne osłabienie ofensywy nastąpiło 10 minut później po zdjęciu Doneya Mallena zastępując go defensywnym pomocnikiem Pascalem Großem. W 71. minucie z dwubramowej przewagi nastał remis. Borussia po zmianie formacji i zdjęciu ofensywnych zawodników bardzo się pogubiła. Nastąpił chaos w grze żółto-czarnych a później było tylko gorzej. Real szedł za ciosem i trafił do siatki Gregora Kobela jeszcze trzy razy. Przez następne dwie kolejki Borussia zapomniała o tym co wydarzyło się w Madrycie i zebrali na swoje konto komplet punktów z chorwackim Dinamem Zagrzeb oraz austriackim Sturmem Graz. W ramach ostatniego meczu Ligi Mistrzów w 2024 roku Borussia zagrała przed własną publicznością z Barceloną. Borussia wyszła na to spotkanie w niecodziennym składzie stawiając na młodzież - swoje 5 minut w pierwszej jedenastce dostali Gio Reyna oraz Julien Duranville. Przez pierwsze 10 minut było widać dominację Katalończyków, jednak później mecz stał się wyrównany. Obie drużyny szły łeb w łeb trafiając do siatki jedna po drugiej aż do 85 minuty, kiedy to po fatalnym rozegraniu piłki pomiędzy Gittensem i Großem piłkę przejął piłkarz Barcelony, po czym Torres pewnie umieścił ją w siatce Gregora Kobela dając tym samym 3 punkty dumie Kataloni. Mimo przegranego meczu ekipa z Westfalenstadion rozegrała dobre spotkanie dając kibicom obecnym na stadionie emocjonujące widowisko. Po meczu z Barceloną w 2025 roku nastąpił wyjazdowy mecz do włoskiej Bolonii, który okazał się ostatnim meczem Nuriego Sahina na ławce trenerskiej. Borussia, która wyszła wtedy na boisko, to z całą pewnością nie była ta Borussia, którą dotychczas oglądaliśmy w rozgrywkach Champions League. Czy Bolonia powinna być dla BVB trudnym terenem? Nie koniecznie. Włosi byli już wtedy jedną nogą poza Ligą Mistrzów, nie wygrywając ani jednego spotkania. Borussia? Pewnie kroczyła po miejsce w TOP 8 dające bezpośredni awans do fazy pucharowej. Efekt? Słaba dyspozycja żołto-czarnych dała zwycięstwo gospodarzom, a czwarta przegrana z rzędu BVB kosztowała Nuriego Sahina pożegnaniem się z ławką trenerską. Ostatni mecz przeciwko Shakhtarowi Donieck żółto-czarni rozegrali na Signal Iduna Park pod wodzą Mike’a Tullberga wygrywając 3:1. Jednak to zwycięstwo nie dało BVB upragnionej pozycji w TOP 8. Dortmundczycy fazę ligową Champions League skończyli na 10. pozycji przez co ekipa wtedy już Niko Kovača musiała zmierzyć się w dwumeczu fazy play-off ze Sportingiem Lizbona. Pierwszy mecz w Lizbonie BVB wygrało 0:3. Jedną nogą byli już w fazie pucharowej. Rewanż przed własną publicznością zakończył się bezbramkowym remisem i awansem do 1/8 finału Champions League. Następna stacja? Francuskie OSC Lille. Pierwszy mecz rozegrał się w Dortmundzie i zakończył się remisem 1:1. Walka o awans wciąż trwała. Mecze rewanżowe na wyjezdzie zawsze wydają się nieco trudniejsze. Zdecydowanie łatwiej gra się przy wsparciu własnej publiczności. Po pierwszej połowie we Francji Borussia Dortmund przegrywała 1:0 i oddalała się od upragnionego awansu do ćwierćfinału. Jednak w drugiej połowie kapitan drużyny Emre Can pewnie wykorzystał podyktowany przez sędziego rzut karny, a następnie trafienie Maxa Beiera dało ekipie Kovača prowadzenie oraz awans do następnego etapu rozgrywek. W ćwierćfinale BVB ponownie zmierzyło się z Barceloną Hansiego Flicka. Mecz miał również duże znaczenie na tle rywalizacji trenerów, gdyż podczas pełnienia funkcji szkoleniowca Bayernu Monachium przez Kovača, to właśnie Hansi Flick był jego asystentem. Pierwszy mecz rozegrał się na stadionie olimpijskim w Barcelonie. Efekt? Borussia dostała solidne lanie od Katalończyków. 4:0 - takim wynikiem zakończyło się to spotkanie. Piłkarze Niko Kovača wyszli na boisko bez pomysłu na grę i przede wszystkim bez wiary we własną siłę i własne umiejętności. Skuteczność to czynnik, który również zawodnicy BVB ewidentnie zostawili w szatni albo i nawet w Dortmundzie. W takich meczach wykorzystywanie stuprocentowych sytuacji to konieczność. Można było powiedzieć po tym meczu, że w tej parze awans został już rozstrzygnięty a rewanż na Signal Iduna Park to tylko formalność. Ale chyba nikt nie spodziewał się tego, jak zadziała na piłkarzy BVB magia Signal Iduna Park i doping kibiców. Borussia weszła w spotkanie bardzo pewnie stwarzając sobie sytuacje pod bramką Wojciecha Szczęsnego już od pierwszych minut. Pierwszy gol dla ekipy żółto-czarnych padł po wykorzystanej jedenastce przez Guirassiego. Do przerwy 1:0 dla BVB. Cztery minuty po gwizdku sędziego rozpoczynającym drugą połowę Serhou Guirassy znów umieścił piłkę w siatce Szczęsnego - trybuny szaleją. Dwa gole dzieliły piłkarzy BVB od dogrywki. Niestety po niefortunnym wybiciu piłki we własnym polu karnym przez Bensebainiego trafiła ona do siatki Gregora Kobela oddalając żółto czarnych od dogrywki. 76. minuta i znów Guirassy punktuje zdobywając tym samym hat-tricka w ćwierćfinałowym spotkaniu. Trybuny szaleją, Guirassy przywrócił nadzieję we wszystkich kibicach BVB. Następne trafienie Juliana Brandta, niestety ze spalonego. Końcowy gwizdek sędziego i awans Barcelony do ćwierćfinału. Żółto-czarni kończą swoją przygodę z Ligą Mistrzów. Smutek z całą pewnością ogarnął kibiców BVB ale i również duma oraz wiara, bo to była Borussia, o której kibice marzyli w tym sezonie. Dominująca, pewna siebie nie dająca przejść do własnego pola karnego zawodnikom przeciwnej drużyny. Nawet sam Niko Kovač w wypowiedziach pomeczowych przyznał, że jest dumny ze swoich piłkarzy i podkreślił, że był to najlepszy mecz jaki piłkarze rozegrali pod jego wodzą. W mojej ocenie był to mecz przełomowy w tym sezonie. Borussia pokazała, na co ją stać co odzwierciedliła w późniejszych meczach Bundesligi, na których pozostało jej się skupić. W końcu od tego zależał awans do przyszłorocznych rozgrywek Ligi Mistrzów.
Bundesliga – Nierówna forma i fenomenalna końcówka sezonu.
W tym sezonie, można powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z dwiema Borussiami- Borussią Nuriego Sahina i Borussią Niko Kovača. Która była lepsza? Zdecydowanie Kovača, ale do rzeczy.
BVB do tego sezonu przystępowało z jasnym celem - walka o mistrzostwo, ewentualne miejsce w TOP 4 premiujące grą w rozgrywkach Champions League no i… długoletni projekt o nazwie Nuri Sahin. Były piłkarz BVB zasilił szeregi sztabu szkoleniowego Edina Terzica w roli asystenta trenera po niezbyt dobrej rundzie jesiennej zeszłego sezonu. Gra BVB nabrała wtedy nieco kolorów i dzięki skutecznym rozgrywaniu piłki piłkarze z Westfalenstadion awansowali do finału Ligi Mistrzów, w którym przegrali z Realem Madryt. Krótko po finale Edin Terzic zrezygnował z pełnienia roli trenera żółto-czarnych a stery na ławce trenerskiej przejął jego asystent - Nuri Sahin. Sebastian Kehl oraz Lars Licken początkowo mówili, że chcą z byłym piłkarzem BVB stworzyć projekt na miarę Jürgena Kloppa i niejednokrotnie w wywiadach powtarzali, że darzą tureckiego szkoleniowca dużym zaufaniem. Mam wrażenie, że zapomnieli jednak, że to dwie inne ery BVB i dwóch, zupełnie innych trenerów. Jürgen Klopp, który w 2008 roku przejął klub będący ligowym średniakiem wychodzącym z kryzysu, w którym znalazł się w 2005 roku miał jasną misję - przywrócić drużynie z Westfalenstadion dawny blask. Zadanie to realizował skrupulatnie krok po kroku. Pierwszy sezon pod wodzą Kloppa żołto-czarni zakończyli na 6. pozycji, kolejno na 5. żeby następnie pod jego wodzą sięgnąć po podwójne mistrzostwo Niemiec i dotrzeć w sezonie 2012/13 do finału Ligii Mistrzów. Nuri Sahin natomiast przejął stery w Borussi, w której dotychczas można powiedzieć, że wszystko w miarę dobrze funkcjonowało. Od 2011 roku drużyna regularnie grała w Lidze Mistrzów, walczyła o krajowe mistrzostwo, a zadaniem Sahina miała być poprawa gry i zdobycie trofeum. Efekt jednak był odwrotny.
Żółto-czarni w sezon weszli.. stabilnie - zwycięstwo u siebie 1:0 przeciwko Eintrachtowi Frankfurt, następnie wyjazdowy remis w Bremie znów zwycięstwo przed własną publicznością a później cała seria wyjazdowych porażek i niezbyt przekonujących stylem gry zwycięstw czy remisów na własnym stadionie. W międzyczasie trener musiał mierzyć się również z plagą kontuzji w zespole. Pierwszy wyjazdowy wygrany mecz miał miejsce dopiero w 15. kolejce przeciwko Wolfsburgowi (swoją drogą to na tym stadionie BVB zakończyło swoją krótką przygodę w rozgrywkach Pucharu Niemiec). Można powiedzieć, że ta wygrana była na wagę pozostania Nuriego Sahina na stanowisku trenera, jednak nie na długo, bo na ławce żółto-czarnych zasiadł jeszcze tylko przez trzy następne ligowe spotkania. Czy to była dobra decyzja aby po meczu w Wolfsburgu Sahin nadal piastował funkcję trenera Borussi? Absolutnie nie. Nie był to w mojej ocenie mecz, który prezentował inny styl gry niż dotychczasowy. Owszem, pierwsze przełamane lodu, trzy gole strzelone na wyjeździe w pierwszej połowie.. To fakt, w pierwszej połowie może przez chwilę mieliśmy do czynienia z nieco bardziej ofensywną Borussią niż zwykle, jednak to by było na tyle. Po gwizdku sędziego rozpoczynającym drugą połowę, to znowu była ta sama ekipa z Dortmundu - bezradna, nie mająca pomysłu na grę, z niestabilną defensywną, mająca przewagę w posiadaniu piłki, która w sumie do niczego nie prowadziła. W mojej ocenie mecz ten był idealnym momentem na pożegnanie się z Nurim Sahinem i zakontraktowanie nowego szkoleniowca. Nowy trener miałby do dyspozycji całą zimową przerwę na zapoznanie się z zawodnikami, odnalezienie tego, co w drużynie nie funkcjonuje i wprowadzenie pierwszych rozwiązań. Mimo wszystko Ricken i Kehl nie wykonali tego kroku, a po przerwie było tylko gorzej.. BVB pod wodzą Sahina w 2025 roku nie wygrało ani jednego meczu. Poza problemami w grze w tle rozgrywały się również trudności na tle gabinetowym, które miały poniekąd skutki w fatalnych występach BVB. Lista zarządców i doradców nie miała końca. Hans-Joachim Watzke, który niby ustąpił z funkcji dyrektora zarządzającego i przekazał pałeczkę legendzie klubu Larsowi Rickenowi ale jednak mający coś jeszcze do powiedzenia. Sebastian Kehl dyrektor sportowy i Sven Mislintat dyrektor skautingu, którzy nie potrafili znaleźć nici porozumienia… ba mówi się nawet, że Mislintat robił wszystko aby Kehl został zwolniony z klubu i to on widział się w roli jego następcy. W rezultacie to Mislintat pożegnał się z klubem początkiem 2025 roku. Na koniec Matthias Sammer, który w sumie pełni rolę doradcy i nie ponosi żadnej odpowiedzialności, a żeby tego było mało występował w roli eksperta w niemieckiej telewizji analizując zmagania Borussi na europejskich boiskach, niejednokrotnie wypowiadając się o drużynie w negatywny sposób. Lars Ricken postawił przed nim sprawę jasno - albo zostaje w klubie albo kontynuuje karierę w telewizji. Sammer wybrał klub.
Można sobie zadać teraz pytanie, jaka w sumie była ta Borussia Sahina? Przede wszystkim najsłabiej punktująca od ponad dekady. Ponadto, tak jak już wcześniej wspomniałam, była to drużyna bez pomysłu na grę, mająca problemy zarówno w ofensywie jak i defensywie, nie mająca na boisku lidera, cechująca się dużą ilością podań i wysokim posiadaniem piłki, które wcale nie miało odzwierciedlenia w końcowym wyniku. Były spotkania, w których BVB osiągało posiadanie piłki na poziomie 70% - patrząc w takie statystyki można rzec, że mecz był zdominowany przez jedną drużynę - zaś patrząc na wynik końcowy było odwrotnie. W szatni również panowały negatywne nastroje. Wśród niemieckich mediów krążyły informacje, że zawodnicy nie są zadowoleni z pracy trenera, a nawet w wywiadach można było usłyszeć od kilku z nich, że nie są zadowoleni z faktu, że grają na pozycjach, na których nie czują się najpewniej.
Oglądając mecze Borussi pod wodzą tureckiego szkoleniowca, miało się wrażenie, że drużyna zamiast się rozwijać idzie w kompletnie odwrotnym kierunku, co odzwierciedlało zajmowane 11. miejsce w tabeli.
Po zwolnieniu Sahina na trzy kolejki drużynę przejął Mike Tullberg - wtedy szkoleniowiec U19, obecnie trener drużyny rezerw BVB. Zanotował on na swoim koncie jeden remis i dwa zwycięstwa.
W międzyczasie zarząd BVB intensywnie poszukiwał następcy Sahina i znalazł się on - Niko Kovač. Przed chorwackim szkoleniowcem postawiono jeden cel - awans do Ligi Mistrzów. Awans ten ma ogromne znaczenie dla BVB pod względem zarówno finansowym jak i kadrowym.
W pierwszych spotkaniach pod wodzą Kovača efekt „nowej miotły” nie zadziałał i zamiast piąć się w tabeli i walczyć o TOP 4, Borussia coraz bardziej się od niej oddalała. Po dwóch spotkaniach strata do czwartego miejsca wzrosła z czterech do dziewięciu punktów. Wielu skreśliło już wtedy Dortmundczyków z walki o europejskie puchary. Jednak Niko Kovač powoli wprowadzał swoje zmiany, z meczu na mecz było widać znaczącą poprawę w grze, wzmocnił w zawodnikach pewność siebie, której wcześniej nie było oraz zbudował nową mentalność. Borussia przestała grać nudną piłkę bazującą na nieskończonej ilości podań i znaczącym posiadaniu piłki, a zaczęła prezentować spójną i skoncentrowaną grę, grać futbol ofensywny, stwarzać sobie sytuacje bramkowe stabilizując tym samym sytuację w defensywnie. Zresztą defensywa to konik chorwackiego szkoleniowca. Kluczowe przede wszystkim okazało się przejście z czterech na trzech obrońców z ustawieniem dwóch bocznych obrońców (Svenssona i Ryersona) nieco wyżej przed stoperami.
Gdy żółto-czarni zaczęli nabierać wiatru w żagle z gry na kilka miesięcy wypadł Nico Schlotterbeck -lider i kluczowa postać w zespole żółto-czarnych. Przed Kovačem stanęło następne trudne zadanie - jak zastąpić w obronie takiego gracza, jakim jest ulubieniec trybun - Nico. Można powiedzieć, że poradził sobie z tym zadaniem. Tercet Anton, Süle i Can może nie grał idealnie ale nie przegrali żadnego z siedmiu meczów.
Na dwie kolejki przed końcem Borussia Dortmund awansowała na 5. miejsce notując serię sześciu spotkań bez porażki i tracąc zaledwie jeden punkt do czwartego Freiburga. Nawet Julian Brandt, który był bardzo krytykowany za swoją grę w tym sezonie w barwach BVB z meczu na mecz zaczął prezentować się na boisku coraz lepiej oraz brał udział w sytuacjach bramkowych żółto-czarnych. W Dortmundzie zaczęło robić się coraz bardziej emocjonująco a upragniona Liga Mistrzów była na wyciągnięcie ręki. Przedostatnia kolejka na BayArena przeciwko Bayerowi Leverkusen. Ważne spotkanie w kontekście walki o TOP 4. Piłkarze BVB bardzo fatalnie weszli w mecz, gra była chaotyczna, i przez pierwsze 30 minut nie potrafili wyjść z własnej połowy. Kobel ratował żółto-czarnych z opresji, aż w końcu w 31. minucie Frimpong umieścił piłkę w siatce. Zdawało się, że aptekarze pójdą za ciosem i kolejny gol będzie kwestią czasu. Nic bardziej mylnego, dwie minuty później Brandt wyrównuje na 1:1 a gola do szatni strzela Julian Ryerson. Borussia w drugiej połowie wyszła odmieniona, mocno ofensywna i przede wszystkim do bólu skuteczna. Mecz finalnie zakończył się wynikiem 2:4 dla żółto czarnych, którzy nadal plasowali się na 5. miejscu ze stratą jednego punktu do czwartego Frieburga i trzech punktów do trzeciego Eintrachtu. Ostatnia kolejka zapowiadała się emocjonująco, Eintracht, Freiburg i Borussia walczyły o grę w Lidze Mistrzów a na dodatek bezpośrednio miedzy sobą o ten awans w ostatniej kolejce miał zmierzyć się Eintracht z Freiburgiem. Na Borussię natomiast w ostatniej kolejce czekał Holstein Kiel, który pożegnał się z Bundesligą. Piłkarze BVB zdecydowanie słyszeli już hymn Ligi Mistrzów…
Ostatnia kolejka, ostatni mecz w tym sezonie rozgrywany na Westfalenstadion. Od samego początku mecz zaczął układać się po myśli BVB, podyktowany rzut karny w trzeciej minucie wykorzystany przez Giurassiego, następnie czerwona kartka dla Holstein Kiel. Idealny rozkład kart. Pierwsza połowa w wykonaniu BVB nie była najlepsza, jednak w drugiej połowie poszli za ciosem i trafili do bramki Kiel dwukrotnie. Trzy punkty dla Borussi Dortmund dały im 4. miejsce i awans do Ligi Mistrzów. Święto na trybunach Signal Iduna Park, a najbardziej skandowanym nazwiskiem przez kibiców bez dwóch zdań był Niko Kovac, który wyciągnął BVB z kryzysu i z 11. miejsca przywrócił żółto-czarnych do TOP 4. Osiągnięte 4. miejsce w tabeli z całą pewnością nie powinno być powodem do dumy w Dortmundzie, a przestrogą i motywacją do cięższej pracy.
Oceny i perspektywy na przyszłość
Sezon, który właśnie dobiegł końca był w wykonaniu BVB jak emocjonalny rollercoaster. Od fatalnych występów pod wodzą Sahina po fenomenalny finish sezonu pod skrzydłami Kovača. Gdyby ktoś w grudniu zapytał mnie, czy wierzę że Borussia skończy sezon na 4. miejscu i awansuje do Ligi Mistrzów szczerze wątpiłabym w to. W tamtym momencie zastanawiałam się tylko czy i kiedy Lars Ricken i Sebastian Kehl przyznają się do błędu pt. Nuri Sahin i czy jego następca będzie trenerem z doświadczeniem na europejskich boiskach. Wielu na początku nie wierzyło w to, że chorwacki szkoleniowiec wyciągnie z tych zawodników cokolwiek. Trudno o szybkie efekty biorąc pod uwagę w jakim stanie przejął zespół. Nie pewny swoich umiejętności, bez pomysłu na grę, bez lidera zespołu i mentalu. Kovač wyrzucił do kosza nudną, statyczną Borussie bazującą na dużej wymianie podań, a stworzył Borussie ofensywną, pewną siebie i do bólu skuteczną. Pokazał, że nie trzeba zdominować całego meczu i wymieniać nieskończonej ilości podań żeby odnieść zwycięstwo. W końcu diabeł tkwi w szczegółach. Wielu zawodników pod jego skrzydłami na nowo uwierzyło we własne umiejętności i wróciło na właściwe tory. Pokonał Barcelonę Hansiego Flick, wygrał z Bayerem Xabiego Alonso, zremisował z Bayernem Kompany’ego w Monachium. Borussia pod jego wodzą odrodziła się jak feniks z popiołu, pokazała, że nie bez powodu na trybunach w Dortmundzie słychać słynne „Kämpfen und Siegen” i dała nadzieje kibicom na to, że w przyszłym sezonie wróci jeszcze silniejsza i kto wie, może zawalczy o trofea. Nie sądzę, żeby w nadchodzącym okienku transferowym na BVB czekała rewolucja kadrowa, ale z całą pewnością Kehl powinien wzmocnić kulejące pozycje takie jak chociażby środek pola i zakontraktować zawodnika nr 10 z prawdziwego zdarzenia. Jedno jest pewne, dużo pracy przed Niko Kovačem w nadchodzącym okresie przygotowawczym.

Komentarze